Bom ja nocą zaszumiał i odszumiał,
i do dna jej partytury zrozumiał.
K.I. Gałczyński
W ministrze Szumowskim odżył aniński duch Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Ten duch za życia poety wyraził się chyba najpiękniej w poemacie Noctes Aninenses (dla nieznających łaciny: Noce anińskie), z którego pochodzi powyższy cytat. Gałczyński, wraz ze swoją żoną Natalią i córeczką Kirą, mieszkał w Aninie przed wojną i ten zadrzewiony sosnami kawałek dzisiejszej Warszawy stał się dla niego prawdziwym Czarnolasem, natchnieniem idącym z głębi polskiej i łacińskiej kultury. Ten szlachetka herbu Sokola (zwierzę w białej połowie będące dzikiem, a w czarnej niedźwiedziem) genialnie wydoskonalił dzieło Kochanowskiego herbu Korwin.
Niedawno nastąpiła swoista reinkarnacja (straszne rzeczy dzieją się w dzisiejszym świecie!) – mistrza Ildefonsa zastąpił mistrzunio Szumowski. I to na całego… Już nie tylko noce, ale i dnie… Nie tylko w domu, ale i w pracy… Historia powtarza się jako groteska.
W anińskim Narodowym Instytucie Kardiologii życie płynie jak cygańska melodia… Serce bije ministrowi Szumowskiemu w rytm upojnej muzyki.
To, że jako jeden z twórców restrykcji sanitarnych współodpowiada za śmierć co najmniej stu pięćdziesięciu tysięcy Polaków – niech idzie w zapomnienie!
Że jest powodem prześladowań pracowników Instytutu, których dyskryminuje poprzez segregację – niech idzie w zapomnienie!
Na szczęście jest poseł Grzegorz Braun, który być może pozwoli mu otrzeźwieć.
Piotr Heszen